Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie była w stanie oprzeć się dłużej pokusie obejrzenia szkód poczynionych.
— Idę po latarkę, muszę pójść obejrzeć pola.
Fanny walczyła z sobą, jeszcze przez chwilę. Wyrzekała boleśnie na cały głos: Ach! tyle pracy! i takie straszne szkody w jarzynach i w drzewach owocowych! Jęczmień, owies i żyto nie bardzo jeszcze wyrosły; pewnie więc nie ucierpiały tyle. Ale winnice, ach! winnice! I stojąc na progu usiłowała przeniknąć wzrokiem głębokie, nieprzejrzane ciemności, drżała z niepokoju, próbowała obliczyć szkody, rozpaczona, jak gdyby widziała przed sobą wieś spustoszałą, spaloną lub zasłaną trupami.
— Słuchajcieno, dziewczęta — rzekła wreszcie — pożyczcie mi latarki, pobiegnę do naszej winnicy.
Zapaliła latarkę i po chwili zniknęła z Ernestem.
Matka Bécu, nie posiadając własnego gruntu, nie martwiła się wielce tą klęską. Wzdychała głośno, podnosiła ręce i oczy do nieba — przyzwyczajona, jak w ogóle lud wiejski do jęczenia nad każdą niedolą. A jednak wiedziona ciekawością wracała wciąż ku drzwiom; patrzyła ze zdziwieniem jak cała wioska iskrzyła się jasnemi, migotliwemi światełkami.
Przez szczelinę w podwórzu pomiędzy stajnią a spichrzem widać było całą wioskę Rognes.