Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ofuknęła go gniewnie: za nic świecie nie pozwoli mu pójść w taką noc ciemną, tembardziej, że deszcz lada chwila padać zacznie. Zresztą stary nic nie słyszy i wcale mówić nie może, ksiądz gadałby do niego jak do drąga.
Dziesiąta wybiła na drewnianym zegarze, wiszącym na ścianie. Kobiety spojrzały na siebie — zdziwione: ani się obejrzały, jak przeszły dwie godziny a one stały tu nie przyniósłszy choremu żadnej ulgi! Ale żadna z nich nie pomyślała wracać do domu, zajęte były widowiskiem, chciały doczekać się końca. Na kominie leżał nóż i bochenek chleba. Dziewczęta, którym pomimo zmartwienia głód dokuczać zaczął, podeszły do komina i ukrajawszy po kawałku suchego chleba, jadły go łapczywie, potem starsze kobiety poszły za ich przykładem; bochenek malał: jedna po drugiej krajała i jadła. Nie zapalono drugiej świecy, nie obcięto knota ani razu, smutny tez widok przedstawiała ta ciemna i uboga kuchnia, w której rozlegało się coraz głośniej chrapanie konającego wieśniaka!
Nagle, wpół godziny po odejściu Jana, Mucha zachwiał się i runął na ziemię. Nie oddychał już, wyzionął ducha.
— A nie mówiłam! czy warto było jeździć po doktora? — cierpko zauważyła stara Bécu.
Franciszka i Liza wybuchnęły znów głośnym płaczem. Instynktownym ruchem rzuciły się so-