Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

turalnych w Beaucyi, otrzymywano przecież dobre mięso i jedynie rutynie i lenistwu gospodarzy przypisać należało, że nie znano tam wcale chowu wołów. W żadnym folwarku nie tuczono więcej jak pięć lub sześć wieprzy na domowy użytek.
Rozpaloną dłonią Hourdequin głaskał owce, które przybiegły, podnosząc głowy i patrząc na niego jasnemi, łagodnemi oczyma; zamknięte nie co dalej jagnięta cisnęły się głośnem beczeniem do ścian zagrody.
— A zatem, niewidzieliście nic nowego dziś rano, ojcze Soulas? — zapytał raz jeszcze, patrząc mu prosto w oczy.
Stary widział coś wprawdzie, ale pocóż miał mówić? Postępowanie nieboszczki, rozpustnej pijaczki, nauczyło go, że kobiety są zepsute a mężczyźni głupi i słabi. Kto wie, może pan przebaczy Jakóbce choćby ją nawet schwytał na gorącym uczynku a jego zechce się pozbyć, jako niewygodnego świadka.
— Nic nie widziałem, nic a nic — oświadczył obojętnie, patrząc bezmyślnie zamglonemi oczyma.
Wyszedłszy na podwórze Hourdequin spotkał tam znów Jakóbkę, która nadsłuchiwała zaniepokojona, co owcarz mógł powiedzieć. Wydadawała się na pozór zajętą drobiem: sypała ziarno kurom, kaczkom i gołębiom, które gdakały, kwakały, fruwały, grzebały w gnoju, ale ręce jej drżały i chcąc ulżyć dręcząceniu ją niepokojowi uderzyła kułakiem chłopca, który, niosąc ceber