Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Do stałych mieszkańców Borderie należało pięciu fornali, chodzących za pługami trzech parobków, dwóch pastuchów, owczarz i chłopak od świń — ogółem zatem dwunastu ludzi dworskich, nie licząc kucharki. Pan Hourdequin zaszedł najpierw do kuchni, gdzie wyłajał dziewkę, że nie schowała łopaty po wyjęciu chleba z pieca. Następnie zajrzał do śpichlerza z owsem, poszedł do ogromnej stodoły, wysokiej jak kościół, z drzwiami mającemi pięć łokci wysokości i tu rozpoczął kłótnię z parobkami, wymyślając im, że cepami lamią słomę jak sieczkę. Ztamtąd przeszedł do obory, gdzie — na nieszczęście swoje — zastał wszystko w porządku: krowy wydojone, żłoby czysto wymyte, podłoga starannie wymieciona. Wyszedł zły że nie może znaleźć pretekstu do wyłajania pastuchów, gdy w tem, rzuciwszy okiem na cysternę, której dozór także do nich na leżał, zauważył, że otwór jednej z rynien zatkany jest przez gniazdo wróble. W Borderie, podobnie jak we wszystkich folwarkach Beauoyi, zbierają starannie wodę deszczową z dachów za pomocą nader skomplikowanego systemu rur i rynien. Zapytał ich więc szorstko, czy chcą aby wszystkie zwierzęta powdychały z pragnienia. Najgwałtowniejsza jednak burza spadła na fornali. Chociaż wszystkim koniom w stajni podesłano świeżą słomę, zaczął krzyczeć, że to obrzydliwie, by zwierzęta stały w przegniłym gnoju. Potem zawstydzony swą niesprawiedliwo-