Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ście, nieraz doznał tęsknoty za rozkoszami wiejskiego życia. Wszyscy spochmurnieli, kobiety siedziały pochylone nad robotami, mężczyźni patrzyli przed siebie.
Autor książki żartował z nich widocznie! Za pieniądze wszystkiego dostać można a oni zdychali z nędzy. Milczenie to, świadczące wymownie o cierpieniu i tłumionych urazach, niepokoiło młodego parobka, przerwał je więc następującą uwagą:
— Z tem wszystkiem, kto wie, czy nie byłoby nam lepiej, gdybyśmy się uczyć zaczęli... Ludzie byli dawniej tak nie szczęśliwi, bo nic nie umieli. Dzisiaj uczą się już trochę, to też lepiej im się dzieje. Trzeba więc brać się do książki i w szkołach uczyć się jak uprawiać ziemię.
Ale stary Fouan, zagorzały zwolennik rutyny, przerwał mu z oburzeniem:
— Nie zawracaj że nam głowy z twoją nauką! Im więcej człowiek umie, tem mu gorzej, ponieważ pięćdziesiąt lat temu ziemia dawała dużo więcej. Oho! uparta to strasznie bestya! gniewa się jak ją męczą, daje tyle tylko, ile jej się podoba patrzcie naprzykład na pana Hourdequin, Bóg wie ile pieniędzy wydał na różne nowe wynalazki i cóż mu z tego przyszło?! Oh! wszystko brednie! chłop zawsze chłopem zostanie!
Dziewiąta wybiła. Słowa starca, brzmiące, jak wyrok ostateczny, zakończyły rozmowę. Róża poszła do kuchni po garnek z kasztanami