Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Oj! to prawda! — wtrącił Bécu, podczas, gdy Jan rozpoczynał czytać ostatnią stronnicę.
— Tak, to prawda! — potwierdził ojciec Fouan. — Zawsze lepsze były czasy za mojej młodości... Ot! ja sam widziałem kiedyś Napoleona w Chartres. Miałem wtedy dwadzieścia lat... Człowiek czul się wolnym, miał własny grunt, dobrze mu było na świecie! Pamiętam jak ojciec mój mawiał nieraz, że sieje grosze a zbiera dukaty... Potem mieliśmy Ludwika XVIII, Karola X, Ludwika-Filipa. Działo się jeszcze jako tako było co jeść, nie można się było uskarżać... A teraz oto mamy Napoleona III, wszystko szło jakoś nieźle aż do przeszłego roku. Tylko...
Niechciał dokończyć tego zdania, ale słowa mimowoli cisnęły mu się na usta:
— Tylko ta wolność i ta równość na nic nam się nie zdała, ani Róży, ani mnie!... Czyśmy choć trochę utyli, pracując tak krwawo przez całe pięćdziesiąt lat?
W krótkich słowach, mówiąc powoli i z widoczną trudnością, bezwiednie niemal, streścił całą historyę chłopa: ziemia przez tyle wieków uprawiana wyłącznie dla pana przed tego niewolnika, którego okładano kijem i którego pozbawiono prawa rozporządzania nawet własną osobą; ziemia użyźniana jego pracą, gorąco pożądana i w tem codziennem zetknięciu się z nią pokochana namiętnie, jak cudza żona, którą uwielbiać