Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I znów włożył fajkę do ust, nie spiesząc się wcale, chociaż Franciszka, która nie spuszczała z niego oka, czekała niecierpliwie dalszego ciągu opowieści. Inne kobiety również były zaciekawione a Olbrzymka raz jeszcze uderzyła laską o stół by uciszyć Hilariona, który jęczał żałośnie, bo Flądra dla zabawki kłuła go szpilką w ramię.
— W strasznych byliśmy opałach pod Solferino, a przytem deszcz lal jak z cebra... Suchej nitki na mnie nie zostało, woda lała się za kołnierz i wyciekała z butów. Bez przechwałki powiedzieć mogę, żeśmy straszliwie zmokli!
Czekano wciąż, ale on nic więcej nie dodał, bo tyle tylko pamiętał z bitwy. Po chwili milczenia znów się odezwał:
— Prawdę powiedziawszy, nie tak to trudno być żołnierzem, jak się wam wydaje... Los padnie... cóż robić? Każdy musi spełniać swój obowiązek. Co do mnie, rzuciłem służbę, bo wolę robić co innego. Ale dobry to zawód dla tych, którzy nie lubią swego rzemiosła i trzęsą się z niecierpliwości, gdy nieprzyjaciel wpadnie do kraju.
— Et! świństwo w każdym razie! — zawyrokował ojciec Fouan. — Każdy powinien bronić tylko swojego domu i basta!
I znów wszyscy umilkli. W oborze rozchodziło się wilgotne ciepło oddechu tylu piersi ludzkich, spotęgowane jeszcze przez silne wyziewy przegniłej słomy. Jedna z krów podniosła się