Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ty spoważniały, mówiły powoli, smutnie kiwając głowami.
— O! nie! to wcale niezabawne! — westchnęła Róża.
— Ach! ta wojna! — ubolewał Fouan — ile nam ona złego robi. Rolnictwo przez nią upada!... Tak... tak... zabierając chłopców, pozbawiają nas najsilniejszych rąk do pracy... A później wróciwszy z wojska, są już zupełnie inni, ani chcą patrzeć na pług... Wołałbym cholerę niż wojnę!
Fauny przestała robić pończochę.
— Nie pozwolę nigdy na to — oświadczyła stanowczo — żeby Ernest miał iść do wojska. Pan Baillehache tłómaczył mi, w jaki sposób można się uwolnić: wszyscy się zbierają, każdy składa pewną ilość pieniędzy, za które potem wykupuje się tych, co wyciągnęli zły bilet.
— Trzeba być bogatym na to — wtrąciła sucho Olbrzymka.
Bécu, który tasował właśnie karty, pochwycił te słowa w przelocie:
— Ach! do kroćset stu tysięcy! nic tak nie wyrabia człowieka jak wojna! Kto nie był nigdy na wojnie, nie może mieć o niej pojęcia. To jedyna rzecz! patrzeć spokojnie na kule latające w powietrzu! Ot! tam naprzykład, u murzynów....
Przymrużył lewe oko, Hyacynt spoglądał na niego znacząco, uśmiechając się ironicznie. Obydwaj byli niegdyś z wojskiem w Afryce: polowy