Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śmiechy, krzyki, gwizdania, głośne łkanie i rozpaczliwe wzywanie pomocy.
— Ach! pewnie te podle dzieciaki znów znęcają się nad nim! — wykrzyknęła.
Skoczyła do drzwi, otworzyła je i mrucząc jak lwica, wybiegła na drogę, by oswobodzić brata od złośliwych żartów Flądry, Delfina i Ernesta. Ten ostatni przyłączył się przed chwilą do dwojga pierwszych, którzy ścigali biednego kalekę, rzucając w niego gałkami śniegu. Hilarion zadyszany, zmęczony wszedł do obory, kołysząc się jak kaczka na swych krzywych nogach. Ślina mu ciekła z potwornie wykrzywionej gęby, bełkotał i jąkał się, nie mogąc wytłomaczyć siostrze, co się stało. Trząsł się ze złości, że nie miał siły schwycić którego z tych urwisów i obić ich należycie. Skarżył się ze łzami, że go obili gałkami śniegu!
— Ach! jak on kłamie! — powiedziała Flądra, udając niewiniątko — patrzcie, jak mnie ugryzł w palec!
Hilarion chciał coś odpowiedzieć ale nie mógł wykrztusić ani słowa, dławił się, bełkotał, podczas, gdy Palmyra uspokajała go, obcierała mu twarz chustką i nazywała go swym pieszczoszkiem.
— No skończcie już raz, — odezwał się wreszcie Fouan. — Gdybyś nie był takim niedołęgą, nikt by cię nie prześladował... Posadź że go przynajmniej i niech siedzi spokojnie!.. A wy, smarka-