Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Grosbois, chociaż pijany nie zapominał o interesie, ocknął się i wybełkotał:
— No! jesteśmy już wszyscy... Mówiłem wam już, ze akt jest gotowy. Zachodziłem wczoraj do pana Baillehache i widziałem papier na własne oczy... Brak tylko numeru udziałów przy nazwisku każdego z was. Ciągnijcie że teraz losy, notaryusz wpisze numery i w sobotę będziecie mogli pójść do niego dla podpisania aktu.
Otrząsnął się, podniósł glos:
— A zatem, przygotuję bilety.
Wieśniacy prędko podbiegli do stołu, nie tając bynajmniej swej nieufności. Śledzili każdy ruch geometry, pilnowali go jak kuglarza, zdolnego popełnić oszustwo. Grosbois trzymał arkusz papieru w grubych swych palcach, drżących od nadużycia spirytusu, potem rozciął go na trzy równe kawałki i na każdym kawałku wypisał krzywemu olbrzymiemi cyframi: 1, 2, 3. Wszyscy przechyleni przez jego ramię przyglądali mu się uważnie; nawet rodzice kiwali głowami z zadowoleniem, przekonali się naocznie, że żadne nadużycie popełnionem nie zostało. Następnie geometra poskładał bilety i wrzucił je do kapelusza. Uroczysta cisza zaległa izbę.
Po upływie kilku minut Grosbois odezwał się pierwszy.
— Trzeba się raz już zdecydować... Kto zaczyna?