Strona:PL Zola - Rzym.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielkiej skromności, służył już niejednokrotnie za pośrednika pomiędzy Watykanem i Kwirynałem, że niejedną sprawę drażliwej natury załatwił pomyślnie. Zostawszy spowiednikiem Ernestyny i Benedetty, chętnie im opowiadał o ważności zjednoczenia się Włoch w jednolitą całość, wróżąc pierwszorzędne znaczenie ojczyźnie, skoro nastąpi zgoda pomiędzy papieżem i królem.
Benedetta i Dario kochali się zawsze równie niezłomną miłością, ufni w swoją przyszłość, która miała im być wspólną. Czuli, że wzajemnie należą do siebie. Lecz po śmierci męża Ernestyna postanowiła ich rozdzielić, stanowczo opierając się ich małżeństwu. Nie, niechciała, by Dario miał poślubić Benedettę, nie chciała, by ten ostatni potomek rodu miał być jej zięciem. Zamknąłby on swoją żonę w ponurym pałacu Boccanera, w tym czarnym grobowcu, który był własnem jej więzieniem. Pocóż jej córka miałaby cierpieć tak samo jak ona cierpiała?... Obumierać wśród pustki, znosić niedostatek, pogrążać się w dumie rodu i w martwocie ztąd wynikającej?... Przedłużanie niezadowolenia osłabia i ubezwładnia. Wszak znała ona dobrze tego młodego krewnego. Był egoistą, słabej woli, niezdolnym do samoistnej myśli i czynu. Patrzeć on będzie z biernym uśmiechem na ostateczny upadek i koniec swego rodu, zginie pod gruzami walącego się gmachu, nie uczyniwszy najlżejszego wysiłku, by zapobiedz temu, by dźwignąć się i założyć