Strona:PL Zola - Rzym.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych, obfitych włosów, skręconych w torsadę. Biła od niej formalnie jasność, tak dalece była piękną a padające na nią słoneczne promienie złociły ją, ślizgając się i podnosząc jeszcze zadziwiającą jej urodę.
Słów Daria słuchało całe towarzystwo z natężoną uwagą, bo w duszy tych ludzi żyło poszanowanie dla piękna. Namiętność ta jeszcze niezupełnie wygasła w potomkach starożytnych rzymian.
— Tego rodzaju piękne dziewczyny stają się coraz rzadszem zjawiskiem pomiędzy ludem, zauważył Morano. Możnaby cały dzień chodzić po Trastevere, nie spotkawszy ani jednej. Lecz jak widzę gatunek ich jeszcze nie zaginął doszczętnie, dowiedzieliśmy się, że przynajmniej jest chociażby jedna przedstawicielka owego słynnego piękna.
— A jakże jej na imię tej twojej bogini? — spytała z uśmiechem Benedetta, zaciekawiona i gotowa do zachwytu na równi z resztą towarzystwa.
— Pierina — odrzekł Dario, uśmiechnąwszy się do kuzynki.
— I cóż z nią zrobiłeś?...
Lecz podniecona zachwytem twarz Daria przybrała nagle odmienny wyraz. Skrzywił się i strwożył jak dziecko, które podczas zabawy ujrzy wstrętny owad na ulubionej swej lalce.