Strona:PL Zola - Płodność.djvu/411

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

je potajemnie ująć, skanalizować; dzisiejsze poglądy uważają za konieczność kładzenie tamy przeciwko złemu, walczenie z niem jawne, tępienie w samym zarodku. Jedynym sposobem umniejszenia liczby porzucanych dzieci jest wspomaganie nieszczęśliwych matek, dawanie im, możności pozostania matkami. Lecz Mateusz czuł się wzburzony, chwycony litością i nie był zdolny rezonować, bo serce mu się krwawiło na myśl, ile nieszczęść, ile dramatów i męczarni widziały ściany tego przedpokoju, w którym obecnie wyczekiwał na powrót la Couteau. Urzędniczka przyjmująca i zapisująca niemowlęta w głębi tajemniczego swego biura, ileż musiała codziennie słyszeć okropnych zwierzeń i na ileż musiała patrzeć najdotkliwszych ran wszelkich nędz ludzkich! Wicher burzy bezustanku ku niej spędzał niewinne ofiary paryzkiego bruku, zrodzone w rozpaczy, wstydzie, hańbie, odepchnięte w nieznanych a najboleśniejszych męczarniach. Tutaj był port ocalenia dla tych rozbitków, ciemna otchłań, w którą nieszczęśliwe matki rzucały swój owoc skazany na zatracenie.
Podczas gdy czekał, trzy takie kobiety przeszły około niego; pierwsza była niezawodnie biedną robotnicą, szczupłą i ładną, chudą a bladą a z tak obłąkanym wyrazem twarzy, iż mu się przypomniał fakt, wyczytany w wiadomościach bieżących o młodej matce, która porzuciwszy swe dziecko, poszła prosto ku rzece, by się uto-