Strona:PL Zola - Płodność.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

śli. Jakże mu było pilno podążyć do tej ukochanej kobiety, darzącej go pocieszającą obietnicą zwycięztwa życia, odkupienia wszystkich zdrożności i wszystkich występków. Dobra, rozumna Maryanna! ona jedna była istotą zdrową, dzielną i trzymającą sztandar nadziei! Nawet w chwili porodowej męczarni, tryumfowała ona w miłości! a płodnością swą pracowała ku zasileniu jutrzejszego wysiłku. Niecierpliwił się, że dorożka jechała powoli, bo pragnął już być u siebie, w swoim jasnym, szczęśliwym domku, by stać się uczestnikiem poematu życia, uroczystego święta urodzin nowej ludzkiej jednostki, niosącej z sobą tyle cierpienia i tyle radości, to odwiecznie powtarzające się przeznaczenie człowieka!
Dojechawszy, aż się uśmiechnął, tyle było wesołej jasności w tym małym jego domku. Słońce, jaśniało tutaj ze stron wszystkich. Na zakręcie, pomiędzy schodami stał bukiet róż wyniesiony przed nocą z sypialnego pokoju a dziś umyślnie tutaj pozostawiony. A gdy wszedł na górę, rozrzewnił go zbytek rozłożonej wszędzie białej bielizny, bielizny śnieżnej, zalegającej na wszystkich meblach i kąpiącej się w słońcu. Przez wpół otwarte okno płynęła wczesna, pogodna wiosna.
Odrazu spostrzegł, że dozorczyni jest sama jedna.
— Jakto?.. czy doktór Boutan jeszcze nie przyjechał?..