Strona:PL Zola - Płodność.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tutaj mieć siedlisko. Nad drzwiami, na zasmololonej, obdrapanej tablicy żółtego koloru, było wypisane wielkiemi literami nazwisko pani Rouche. Gdy zadzwonił, przyszła mu otworzyć służąca w brudnym fartuchu i wprowadziła go do tak zwanego salonu, umeblowanego z odrażającą pospolitością, dusznego stęchlizną i kuchennym swędem. Prawie, że zaraz nadeszła akuszerka. Była to kobieta mogąca mieć lat trzydzieści pięć, albo trzydzieści sześć, ubrana czarno, chuda, o cerze ołowiannej, o rzadkich, bezbarwnych włosach, o nosie potężnym, zajmującym nieledwie twarz całą. Mówiła powoli, pocichu, z miodowo słódkim uśmiechem, gesta miała ostrożne, kocie. Wywarła na Mateuszu wrażenie odrażające, kobiety zdolnej posługiwać się swojem rzemiosłem celu niesienia zniszczenia życiu, które jeszcze dojrzeć nie zdołało. Lecz gdy mu oświadczyła, iż bierze na stancyę położnice, zaraz spodziewające się rozwiązania, nie mając dostatecznie obszernego mieszkania, by je przetrzymywać u siebie przez czas dłuższy, Mateusz, dalej jej nie badając, uciekł, bo porywały go mdłości a serce mu wzbierało trwogą i politowaniem.
Trzypiętrowy, niewielki dom pani Bourdieu przy ulicy Miromesuil, uczynił na nim przyjemne wrażenie czystością swych zewnętrznych murów, oknami o białych, muślinowych firankach. Starannie wymalowany szyld zapowiadał, że tu