Strona:PL Zola - Płodność.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niechaj pan zechce zapamiętać, że klnę się na moją matką, iż mówię prawdę... i gotowa jestem przysiądz to samo nawet, gdyby mnie zabić zaraz chciano... Panie, proszę mu to powiedzieć... błagam! niechaj mu pan powtórzy moje słowa a chyba, że to trafi do jego serca i nie pozostawi mnie na bruku...
Czuć było, że mówiła z zupełną szczerością i Mateusz był głęboko przekonany, że teraz nie skłamała. Stara Moineaud płakała, postękując, nawet dwie małe dziewczynki, wzruszone całą tą sceną, szlochały, rozmazując łzy zamorusanemi łapinami, Mateusz, nie mogąc dłużej się opierać, uległ prośbom rozpaczających kobiet:
— Postaram się coś dla was uzyskać, ale nie przyrzekam, by ztąd wynikło dla was co pomyślnego... Dam wam znać, gdy się rozmówię...
Już matka i córka chwyciły mu ręce, chcąc je całować, dziękując. Uradzono, że Norina pójdzie dziś przenocować do jednej z przyjaciółek, oczekując decyzji o swoim losie. Mateusz rozstał się z kobietami i poszedł pustą ulicą, pełną dyszących ciężkich tchnień maszyn parowych, naglących pracę, po za długiemi, szaremi murami zakładów przemysłowych. Odwrócił się, pomimo świszczącego, gwałtownego wiatru, smagającego twarz ostrym, pruszącym śniegniem. Cztery sylwetki kobiece podążały w przeciwnym kierunku, skulone, przeziębnięte i zbolałe, z twarzami rozognionemi od łez, z rękoma kostniejącemi z zimna,