Strona:PL Zola - Płodność.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

śniej płakać i chcąc, by przystąpiono do mówienia o dotyczącej ją sprawie, szepnęła łkając:
— Mamo... powiedz panu Froment, że ci wszystko opowiedziałam...
Matka, przynaglona przez córkę przystąpiła do trudnej kwestyi, zniżając głos:
— Tak, proszę pana... Norina mi wyznała, że pan jesteś jedyną osobą, mogąca nas poratować... bo pan widział ją czekającą na schadzkę wieczorną z ojcem jej dziecka... zatem pan może zaświadczyć, że ona nie kłamie... Ale pan rozumie, że mojego męża nie należy mieszać w to wszystko... Nigdy mu nie powiemy nazwiska uwodziciela Noriny... a jeżeli kiedy wypadkowo o tem się dowie, to ja pierwsza będę go błagać, by postępował tak, jakby o niczem nie wiedział... już długi szereg lat jest w tym zakładzie, więc gdyby musiał porzucić miejsce, to nastąpiłby dla nas prawdziwy koniec świata... Zatem pan widzi, że my nie chcemy rozgłaszać, kto jest ojcem dziecka Noriny... Ani ona, ani ja, nikomu o tem nie piśniemy ani słowa, bo to jest przeciwne naszym interesom... Ale przecież Norina nie może zostać na bruku... chcę wierzyć, że ojciec jej dziecka nie jest tak zły i okrutny, by na to dozwolić. Pana postanowiłyśmy prosić, by pan raczył z nim o tem pomówić i wymódz na nim jakie wsparcie, któregoby nie odmówił zapewne nawet obcej kobiecie w tem położeniu, gdyby ją spotkał marniejącą na bruku podczas takiego zimna...