Strona:PL Zola - Płodność.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ojciec jej znać nie chce i grozi, że ją zabije, jeżeli ją zdybie u nas w domu... On nie jest zły, ale czyż można mu się dziwić, iż przenieść na sobie nie mógł takiej zniewagi, spadającej znienacka w obec tylu osób!.. Dzieci, proszę pana to niewiedzieć jak przybywają w małżeńskim stanie... a potem rosną i rodzice przywiązują się do każdego... ale z synami mniej kłopotu gdy dorosną, bo chłopcy to jak wróble, lecą, gdzie się im podoba i nie potrzeba się troszczyć, co robią po za domem... a z córkami jest ciężej, bo jeżeli która da się zbałamucić i zajdzie w ciążę, to rodzicom wstyd... rozumiem, że Moineaud wpadł w złość.. to bardzo naturalne ze strony ojca...
Mateusz mimowoli potakiwał głową, była to bowiem zwykła historyą licznej rodziny ludu roboczego: ojciec, w gruncie dobry człowiek, nie dbał o losy swego potomstwa; matka zbyt zajęta i przeciążona gospodarskiemi sprawami, nie była w możności roztoczenia opieki nad dziećmi już rozpierzchłemi z rodzinnego gniazda, które z konieczności uległszy pokusie, wywoływały gniew rodziców dowiadujących się o prawdzie. A smutnem tego następstwem było rozproszenie się familii, ten zwykły bolesny rozdźwięk w życiu społecznem, nędznie się rozkładającem i marniejącem.
Norina znużona, iż matka tak źle wywiązuje się z misyi, którą jej powierzyła, zaczęła gło-