Strona:PL Zola - Płodność.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na dzikie kaczki. Po wschodniej stronie lasu, aż do linii kolei żelaznej, Seguin posiadał obszerne, nieuprawne grunta, złożone z wydm piaszczystych i kamienistych odłogów. Cała ta okolica, będąca jego własnością, była straconą dla rolnictwa, bo urodzajna ziemia była niedostępną, leżąc wśród lasów i pustek, wydzierżawianych myśliwym. Lecz nadawało to okolicy niezmiernie pociągający pozór pustkowia, dzikości, odosobnienia, co rozkoszą napawało dusze zdrowe, miłujące naturę. Dzisiejsza piękna noc, wyjątkowo się nadawała, by uwydatnić głęboką, jakby zadumaną ciszę okolicy, pachnącej dziką, wiosenną roślinnością.
Maryanna znała już wszystkie dróżki leśne, zarośla nad stawami i bagniskami, kamieniste pola, ciągnące się na spadkach płaskowzgórza. Wpatrywała się w dal, z upodobaniem odnajdując dobrze sobie znane miejsca, ulubione punkta pieszych wycieczek a teraz niewyraźnie pogrążone w cieniu. Głos sowy dolatywał od lasu a z dalekiego bagna odzywało się rechotanie żab, wibrując w powietrzu przygłuszenie, a czysto i lekko, jak kryształ. Lecz ze skraju horyzontu, od strony Paryża, zaczął huczeć grzmot a zbliżając się, potężniał, głusząc wszystkie inne odgłosy, dobiegające z cichych, wiejskich obszarów. Maryanna już tylko w ten grzmiący turkot była wsłuchana. Bieg wszak to był kół po żelaznych relsach, dobrze znany jej hałas, wycze-