Strona:PL Zola - Płodność.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

młode, znające się oddawna lub chwilowo złączone, wsiadały do dorożek, każąc się wieść ku wiadomej lub niewiadomej alkowie. W otwartych powozach widać było milczących mężczyzn obok kobiet wpół leżących, zamyślonych, ukazujących się naprzemian w świetle lub w cieniu. Ruchliwa ludzka rzeka płynęła pomiędzy wysokimi, rzęsiście oświetlonymi domami, wśród zgiełku tłumu i turkotu kół, a noc miała ich wszystkich pochłonąć nieskończonością swego morza; na wszystkie te istoty oczekuje łóżko, w którem legną, by zasnąć parami, złączone w ostatnim uścisku.
Mateusz znów szedł naprzód, ulegając prądowi, uniesiony wraz z innymi, ogarnięty tą samą co oni gorączką, wywołaną wrażeniami dnia, obyczajami ludzi, z którymi się dziś spotkał. Ale zdawał sobie sprawę, że nie tylko małżonkowie Beauchêne, Morange, Seguin oddawali się wzbronionej rozpuście, oszukiwaniu natury, lecz że cały Paryż był w tejże samej co oni zmowie. Wyrozumowana powściągliwość w płodności stawała się prawem, władała całą ludnością miasta, wszystkimi mieszkańcami bulwarów, ulic, zaułków, pałaców i domów.
Gdy tylko noc zapadła ponad gorącym brukiem Paryża, rozpalonym całodzienną zaecie-pogonią za zdobyciem pieniędzy, Paryż stawał się kamienistem polem, spieczoną ziemią, na której marniało i schło nasienie rzucane na wolę