Strona:PL Zola - Płodność.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

była o mnie niezmiernie zazdrosną w pierwszych czasach po ślubie. Nie wyobrazisz sobie, ile naopowiadałem jej zmyślonych bredni, by módz się wyswodzić i chociaż od czasu do czasu mieć wieczór do swojego rozporządzenia. A byłem wtedy jeszcze o wiele skorszy od szukania pozadomowych rozrywek, bo do rozpaczy mnie doprowadzała moja bardzo zacna, lecz niezmiernie nudna żona. Wiesz przecież, jak ją nazywałem?.. i rzeczywiście była to tylko sucha kość w małżeńskiem łożu... nie mam wszakże do niej żalu., i w niczem jej to nie ubliża, przeciwnie, daje mi pewność, że jest ona najuczciwszą kobietą na świecie. Po niedługim czasie zrozsądniała i zauważyłem. że poddała się temu, co było nieuniknione, to jest, że zamykała oczy na to, o czem wiedzieć nie była powinna. Któregoś razu prawie mnie złapała na gorącym uczynku i to z jedną ze swoich bliskich znajomych; otóż tyle okazała taktu, że nigdy mi o tem nie wspomniała ani jednem słówkiem. A przecież, gdy to ma miejsce z którą z jej znajomych, niezawodnie czuje się ona zadraśniętą, podczas gdy upolowana przezemnie jaka dziewczyna na ulicy, po za jej otoczeniem, pozostaje dla niej obojętnym przedmiotem i Konstancya najmniejszej do tego nie przywiązuje wagi. Naprzykład dzisiejsza schadzka, rozumiesz, że niema dla niej żadnego znaczenia! Przecież nie kocham tej dziewczyny, z którą mam się spotkać; biorę ją, bo tak się zdarzyło,