Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zachowanie miała zresztą nieśmiałe i dyskretne, z leką wonią konfesjonału i gabinetu akuszerki zarazem, stawała się słodziutką i macierzyńską, jak zakonna, która, wyrzekłszy się uczuć światowych, czuje przecież litość dla cierpień serca.
Nie mówiła nigdy o swoim mężu, tak jak nie mówiła nigdy o swych latach dziecięcych, o swojej rodzinie, o swych interesach. Była jedna rzecz tylko, której nie sprzedawała: to siebie samej; nie dlatego, żeby miała pod tym względem jakieś skrupuły, ale że myśl o tym handlu nie mogła jej przyjść do głowy nawet. Sucha była, jak rachunek kupiecki, zimna jak protest, obojętna i brutalna, jak świadek w procesie.
Saccard, nieotrząśnięty jeszcze z nawyknień i poglądów prowincyonalnych, nie mógł z początku zejść do subtelnych głębin licznych rzemiosł pani Sydonii. Ponieważ przez rok był na kursach prawnych, poczęła mu pewnego dnia mówić o owych trzech miliardach z miną arcypoważną, co mu dało nędzne wyobrażenie o jej inteligencyi. Przyszła przejrzeć wszystkie kąty mieszkania przy ulicy Saint-Jacques, otaksowała Anielę jednem spojrzeniem i nie powróciła tam już, chyba, że jakiś interes sprowadził ją w tę dzielnicę i że poczuła potrzebę wywleczenia na stół historyi trzech miliardów. Aniela dała się złapać na historyę angielskiego długu. Faktorka wsiadała na swego ulubionego konika, złoto płynęło w jej opowiadaniach przez całą godzinę. Była to szpara w tym