Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rozściełających się majestatycznie dokoła kozetek Lokaje poczynali roznosić na srebrnych tacach lody i szklanki ponczu.
Maksym, który pragnął pomówić z Renatą, przeszedł wielki salon w całej długości, wiedząc dobrze gdzie znajdzie zgromadzenie tych pań. W drugim końcu galeryi, w przeciwstawieniu do fumoiru, istniał okrągły prześliczny salonik. Salonik ten ze swem obiciem, portyerami, firankami z atłasu koloru jaskru, miał urok dziwnie rozkoszny, świeżość i smak prawdziwie oryginalny i wytworny. Blaski świecznika, nieco przyćmionego, śpiewały symfonię na ton żółty minor, pośród tych wszystkich materyj koloru słońca. Była to jakby płynąca fala złagodzonych promieni, zachód słońca, układającego się do snu na podścielisku dojrzałych zbóż. Na dole światło to zamierało na wielkim dywanie, usianym, zda się, zwiędłemi liśćmi. Fortepian hebanowy wykładany kością słoniową, dwa małe mebelki, których zwierciadlane szyby odbijały cały światek przeróżnych cacek, stół w stylu Ludwika XVI, konsola do kwiatów z olbrzymim snopem rzadkich roślin kwitnących — wystarczały na umeblowanie saloniku. Kozetki, fotele, taburety pokryte były atłasem barwy jaskru, przeciętym szerokim pasem z czarnego atłasu, haftowanego w jaskrawe tulipany. Były tam jeszcze niziutkie krzesełka, w ogóle wszelkie odmiany eleganckie a dziwaczne taburetu pod różnemi postaciami. Nie było widać zupełnie drzewa w tych meblach, atłas