Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/489

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ki pod coraz to skośniejszemi promieniami słońca szereg powozów wydłużał ruchome swe refleksy! A młoda kobieta, pochwycona również w ten krąg wesela odczuwała niejasno cały ten stek pożądań przeróżnych, sunących tą drogą wśród słonecznego światła. Nie czuła oburzenia na widok tej raczącej się „odprawą“ psiarni. Ale nienawidziła ich wszystkich za ich radość, za ich wesele, za ten tryumf, który jej ukazywał ich wszystkich w pełni złotego pyłu, opadającego z nieba. Pyszni byli, wspaniali i uśmiechnięci; kobiety rozpierały się białe i tłuste; mężczyzni mieli spojrzenia ożywione, zachowanie pełne zachwytu szczęśliwych kochanków.
A ona w głębi swego pustego serca nie znajdowała już nic, prócz znużenia, prócz głuchej zazdrości. Byłaż ona więc lepszą od innych, skoro ją tak złamały te uciechy? Czy też przeciwnie tamtym należały się raczej pochwały za to, że mieli mocniejsze snać lędźwie, niż ona? Nie wiedziała, życzyła sobie nowych żądz jakich, aby na nowo rozpocząć życie, kiedy odwróciwszy głowę, spostrzegła tuż obok na trotuarze, biegnącym wzdłuż Lasku, widok, który ostatnim ciosem rozdarł jej serce.
Saccurd i Maksym szli drobnemi kroki, jeden wsparty na ramieniu drugiego. Ojciec widocznie odwiedził syna i obadwaj, wyszedłszy na avenue de l’Impératrice, zaszli, gawędząc, aż do jeziora.