Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Baron wydał mrok jakiś lekki.
— Spada, spada wciąż — dodał pan Toutin-Laroche półgłosem, zwracając się w stronę tych panów.
Pan Michelin uśmiechał się, przymykając od czasu do czasu powieki, ruchem łagodnym, aby się przyjrzeć czerwonej swej orderowej wstążeczce. Mignon i Charrier silnie ustawieni na wielkich nogach, zdawali się daleko już swobodniej nosić fraki, odkąd przyozdobili się brylantami. Była już wszakże bez mała północ, zgromadzenie poczynało się niecierpliwić; nie pozwalało sobie wprawdzie szemrać, ale wachlarze poruszały się jakoś nerwowiej i szmer rozmów wzrastał.
Nakoniec pan Hupel de la Noue pojawił się ponownie. Wysunął był już ramię przez wązki otwór, kiedy spostrzegł panią d’Espanet, wchodzącą nakoniec na estradę; panie te wszystkie zajęły już miejsca do pierwszego obrazu i czekały tylko na nią jedną. Prefekt odwrócił się plecami do publiczności i widać było jak rozmawiał z margrabiną, ukrytą za firankami. Zniżył głos i a ukłonami, które przesyłał końcami palców mówił:
— Serdeczne moje powinszowania, margrabino, kostium pani jest czarowny.
— Mam pod nim jeszcze daleko piękniejszy! — odpowiedziała nieco ryzykownie piękna pani, wybuchając mu w sam nos śmiechem, tak jej się wydawał pociesznym w tych draperyach.