Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W chwilach wielkich okoliczności mówiła mu „ty“ bez ceremonii. Larsonneau, nie odpowiadając na zapytanie, skłonił się żartobliwie, uderzając dłonią po wewnętrznej kieszeni fraka.
— Och! Ten wielki Lar! — szepnęła młoda kobieta zachwycona.
Ujęła go wpół i ucałowała.
— Czekaj — powiedziała — chcę natychmiast tych gałganków... Rozan jest w moim pokoju; pójdę po niego.
Ale on ją powstrzymał i z kolei całując jej ramiona:
— Wiesz już o co ja znów cię prosiłem?
— Ach, owszem, wielki głupcze, to rzecz umówiona.
Powróciła, przyprowadzając z sobą księcia. Larsonneau miał ubiór bardziej elegancki od księcia, rękawiczki lepiej opinające się na ręce, krawat sztuczniej zawiązany. Podali sobie niedbale rękę i zaczęli mówić o przedwczorajszych wyścigach, gdzie koń jednego z ich przyjaciół został pobity. Laura przestępowała z nogi na nogę, niecierpliwie.
— Słuchaj no, mój luby, bo to nie o to teraz chodzi — przemówiła do Rozana — wielki Lar przyniósł te pieniądze, co to wiesz. Trzebaby skończyć.
Larsonneau udał, że sobie przypomina dopiero.
— Ach, tak, to prawda — wymówił — mam tę sumę... Ale jakżebyś książę dobrze zrobił, gdybyś