Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ciotka Elżbieta zdawała się zasmucona tą odpowiedzią.
— Jacy ci mężczyźni są okropni ze swoją polityką! — rzekła wesoło. — Chcesz wiedzieć prawdę? Twój ojciec irytuje się na was, że chodzicie do Tuilleriów.
Ale starzec wzruszył ramionami, jakgdyby chciał wyrazić, że niezadowolenie jego miało daleko ważniejsze powody. Pociął znów przechadzać się powoli, w zamyśleniu. Renata przez chwilę milczała, mając wciąż na ustach tę proźbę o piędziesiąt tysięcy franków. Potem większe jeszcze ogarnęło ją tchórzostwo, uściskała ojca i wyszła.
Ciotka Elżbieta wyprowadziła ją aż do schodów. Przechodząc szereg pokoi, gawędziła wciąż cichym swym głosem staruszki:
— Jesteś szczęśliwa, kochane dziecko. Niezmiernie mnie to cieszy, kiedy cię widzę taką piękną i zdrową; bo gdyby twoje małżeństwo zły przybrało było obrót, wiesz, że ja sobie byłabym przypisywała winę?... Twój mąż cię kocha, masz wszystko, czego ci potrzeba, nieprawdaż?
— Ależ tak — odpowiedziała Renata, usiłując się uśmiechnąć z rozpaczą w sercu.
Ciotka zatrzymała ją jeszcze, z ręką już na poręczy schodów.
— Widzisz, jednego tylko się lękam, to tego, żebyś się nie upoiła zbytecznie twojem szczęściem. Bądź rozsądną, pamiętaj o jutrze a przedewszystkiem nie sprzedawaj nie... Gdybyś kiedy miała