Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stu tysięcy franków blizko. Krawiec domagał się jakiej zaliczki, grożąc, że w przeciwnym razie zawiesi wszelki kredyt. Dreszcz ją przejmował nieraz na myśl skandalu, jaki wywołałby proces a przedewszystkiem na myśl perspektywy poróżnienia się z słynnym krawcem, A potem trzeba jej było pieniędzy kieszonkowych. Zanudzą się na śmierć chyba ona i Maksym, jeśli nie będą mieli bodaj kilka luidorów dziennie na wydatki drobne. „Drogie dziecko“ było teraz bez grosza, od czasu jak bezskutecznie przewracano w szufladach ojcowskich. Wierność jego przez te siedem czy osiem miesięcy, wzorowy rozsądek, objawiający się życiem zdala od tego świata, w którym tracił dawniej tyle, w znacznej części należało wliczyć na karb pustki worka. Czasami nie miał i dwudziestu franków na kolacyjkę dla dziewczyny, której się w ten sposób zyskuje względy. To też powracał filozoficznie do pałacu. Młoda kobieta, ilekroć robili razem jaką eskapadę, oddawała mu swą portmonetkę, aby płacił w restauracyach, na balach, w teatrzykach. Zawsze, jak dawniej, traktowała go po macierzyńsku; a nawet ona to sama końcami swych paluszków obciśniętych w rękawiczkę płaciła u pasztetnika, gdzie zachodzili codziennie niemal popołudniu na paszteciki z ostryg. Często bardzo znajdował w kieszonce kamizelki parę luidorów, których tam nie włożył, jak to czynią matki zaopatrujące kieszeń gimnazisty. I piękne to życie podwieczorków, zadawalnianych fantazvj, łatwych