Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Maksym natomiast nudził się w towarzystwach śmiertelnie. Utrzymywał dla „chic’u“ przynajmniej, że się nudzi, bo w gruncie rzeczy istotnie nie bawił się on nigdzie. W Tuilleriach, a ministrów, ginął gdzieś w spódnicach Renaty. Ale stawał się natomiast panem sytuacyi, skoro chodziło tylko o jaką eskapadę. Renata zapragnęła odwiedzić ów gabinet bulwarowy i uśmiechnęła się na widok szerokości jego otomany. Potem prowadził ją wszędzie po troszę: do dmimondówek, na bal Opery, do lóż prosceniowych małych teatrzyków, we wszystkie miejsca dwuznaczne, gdzie tylko mogli zetknąć się z brutalnem zepsuciem, kosztując zarazem przyjemności incognita.
Kiedy powracali śpiesznie do pałacu, zmęczeni straszliwie, zasypiali w objęciach jedno drugiego w upojeniu tego plugawego Paryża, z uszami, w których brzmiały jeszcze hulaszcze piosenki. Nazajutrz Maksym naśladował aktorów a Renata na fortepianie małego saloniku odtwarzała zasłyszane melodye lub naśladowała zachrypły głos i rozbite ruchy Blanki Müller w roli Pięknej Heleny. Cała muzyka nabyta w klasztorze posłużyła jej tylko do okaleczania kupletów z modnych błazeństw. Czuła świętą zgrozę do poważnych melodyj. Maksym wyśmiewał razem z nią muzykę niemiecką i uważał sobie za obowiązek iść wygwizdać Tannhäusera dla zasady i w obronie wesołych kupletów macochy.
Jedną z najmilszych dla nich przyjemności było ślizganie się; tego roku ślizgawka była w modzie