Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szy. Maksym, odkrywając przed nią nowe wrażenia, udoskonalił w niej szalone wybryki strojów, jej zbytek zdumiewający, to życie na przebój. Tchnął w jej ciało ten jakiś ton przesadnego, wygórowanego przepychu, który dokoła niej się odzywał. Był to kochanek dopasowany do mody i szaleństw tej epoki. Ten ładny młodzieniec, którego ubiór przystający uwydatniał wątłe kształty, ta niedoszła dziewczyna, przechadzająca się po bulwarach, z rozdziałem pośrodku głowy, z śmieszkami i znudzonym wyrazem twarzy, w ręku Renaty stał się jedną z tych rozpustnic dni upadku społeczeństw, które, w pewnych godzinach, w stoczonym zepsuciem narodzie, wyczerpują jego ciało i zaćmiewają władze ducha.
A w cieplarni to przedewszystkiem Renata była mężczyzną. Płomienna noc, którą tam spędzili, nie była jedyną; nastąpiły po niej inne. Oranżerya paliła, kochała wraz z nimi. W ciężkiem, duszącem powietrzu, w białawem świetle księżyca, widzieli przed sobą ten świat szczególny roślin dokoła, zda się, poruszających się, ożyłych, zamieniających z sobą uściski. Czarna niedźwiedzia skóra zajmowała całą szerokość alei. U ich stóp z basenu podnosił się kłąb pary, woda szemrała, gęste zwoje roślin obejmowały się uściskiem splątanych korzeni a różowa gwiazda Nymfei otwierała swe łono na wód powierzchni, niby stanik dziewicy; Tornelie opuszczały w dół swe gałązki jak włosy nereid omdlewających. Dalej, dokoła nich drzewa palmo-