Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sili ją w symfonię minorową żółtego saloniku, wiedli ją wszędzie. Każdy pokój z osobna, z właściwą sobie wonią, obiciami, odrębnem swem życiem dawał im odrębne też wrażenia, czynił z Renaty inną znów kochankę: była delikatną i ładną w szerokiem jedwahnem łożu wielkiej pani, pośród ciepła arystokratycznej sypialni, gdzie miłość złagodzoną była dobrym gustem; pod namiotem koloru ciała, pośród zapachów i rozemdlenia wilgotnej atmosfery łazienki była kapryśną jak kurtyzana i jak ona zmysłową, oddawała się wychodząc z wanny i tam to najwięcej nią się zachwycał Maksym; potem na dole, w świetle wschodzącego słońca małego saloniku, pośród tej jutrzni złotawej, która rzucała złoty odblask na jej włosy, stawała się boginią, z tą swoją głową jasnowłosej Dyany, z obnażonemi ramionami, które przybierały skromne, dziewicze pozy, z czystemi liniami posągowego ciała, które rysowało się szlachetnie na nizkich kozetach saloniku z prawdziwą gracyą starożytną. Było wszakże miejsce, którego Maksym niemal się lękał i gdzie go Renata wciągała tylko w złe dni, w dni takie, w których potrzebowała jakichś upojeń gorzkich, dojmujących. Wówczas przenosili swą miłość do cieplarni. Tam to dopiero upajali się prawdziwie kazirodztwem.
Pewnej nocy, w chwili niepokoju, młoda kobieta zażądała, aby kochanek poszedł po jedną z czarnych skór niedźwiedzich. Potem położyli się na tem futrze kruczem, nad brzegiem basenu w wiel-