Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ska obojga musiało w końcu związać ich z sobą węzłem dziwacznym, szczególniejszym, w którym oznaki przyjaźni przeobrażały się niemal w uciechy cielesne. Oddali się oni już wzajem sobie przed laty; brutalny czyn był już tylko przesileniem gwałtownem tej nieświadomej siebie choroby — miłości.
W świecie rozszalałym, w którym pędzili życie wyrósł ich występek jak ze sterty gnoju, z śmietnika, podsycanego wątpliwemi soki; rozwinął się on pośród szczególniejszych warunków rozpusty.
Ilekroć wielka kareta unosiła ich oboje do Lasku, kołysząc mięko przez długie aleje, opowiadając sobie tłuste anegdotki na ucho, szukając w czasach dzieciństwa instynktownych nieprzyzwoitości, nie było to u nich tylko zwykłem zboczeniem, ale zadowolnieniem raczej niewyznanych pragnień. Czuli się, acz niejasno jeszcze, niemniej przeto czuli się winnymi, jak gdyby otarli się wzajem w dotknięciu; a nawet ten grzech oryginalny, to osłabienie, w które pogrążały ich plugawe rozmowy, to zmęczenie rozkoszne podniecało ich może więcej jeszcze niż istotne, ujęte pocałunki. Ich koleżeńskie stosunki zatem były powolnym pochodem dwojga zakochanych, który miał ich złowrogo zaprowadzić pewnego dnia wreszcie do gabinetu kawiarni Riche i wielkiego szaro-różowego łoża Renaty. Kiedy nakoniec znaleźli się jedno w uścisku drugiego, nie odczuli nawet głębiny swego błędu, nie odtrącił on ich od siebie, nie wstrząsnął nimi. Powiedziałbyś dwoje dawnych kochanków, których pocałunki były przypomnieniami, zda się,