Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

regularnie na ziemi do olbrzymiej jakiejś iluminacyi. O tej godzinie jednak blask ich stłumiony ginął w jarzącem świetle sąsiednich szyb sklepowych. Ani jedna okiennica nie była jeszcze zasuniętą, trotoary wyciągały się długą linią, nieprzeciętą nigdzie pasem cienia, pod powodzią promieni, które osypywały je złotym pyłem, jasnością ciepłą i lśniącą dnia.
Maksym ukazał Renacie przeciwległą „Café anglais“, której okna połyskiwały jak świetlane kolumny. Wysokie gałęzie drzew przeszkadzały im cokolwiek widzieć dokładnie domy i trotoar po przeciwnej stronie. Wychylili się i przyglądali chodnikowi w dole pod nimi. Ruch był tu bezprzestanny; przechodnie mijali grupami, dziewczyny uliczne krążyły po dwie zawsze, wlokąc za sobą długie fałdy spódnic, które podnosiły od czasu do czasu, ruchem niedbałym, rzucając dokoła spojrzenia znużone i uśmiechnięte. Pod samem oknem stały stoliki kawiarni Riche w odblasku jarzących lamp kawiarnianych, których światło kładło się aż do środka szosy; i w samem centrum zwłaszcza tego płonącego ogniska widzieć mogli najdokładniej blade twarze i słabe uśmiechy przechodniów.
Dokoła okrągłych stolików kobiety, zmieszane z mężczyznami, piły. Miały na sobie jaskrawe suknie, włosy spuszczone nizko na szyję; kołysały się na krzesełkach głośno mówiąc; turkot tylko nie dozwalał słów ich dosłyszeć. Renata zauważyła szczególniej jedną, która siedziała sama przy stoli-