Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pracowałby dniem i nocą, aby jej ukraść sto franków a utrzymywał ją równocześnie po królewsku. To też jak wszyscy i ona miała cześć dla pomnikowej kasy swego męża, nie starając się przeniknąć bynajmniej nicestwa tego potoku złota, który płynął przed jej oczyma, i w który ona rzucała się co rana.
W parku Monceau nastała istna kryzys szalona, tryumf topniejącego złota. Saccardowie zdwoili liczbę powozów i zaprzęgów; mieli całą armię służby, którą przystrajali w liberyę szafirową, jasnoorzechowe spodnie i kamizelki w czarne z żółtem paski, barwy nieco surowe, które finansista wybrał z umysłu, aby wydawać się najzupełniej poważnym, co było jednem z jego najulubieńszych marzeń. Ujawnili swój przepych w fasadzie pałacu i odsłaniali firanki w dnie wielkich obiadów. Ten przewiew wiatru współczesnego życia, pod wpływem którego wiecznie trzaskały wszystkie drzwi apartamentu przy ulicy Rivoli, w tym pałacu stał się już kompletnym uraganem, grożącym uniesieniem wszelkich zapór.
W pośród tego prawdziwie książęcego apartamentu, wzdłuż złoconych balustrad, na wysoko strzyżonych dywanach, w tym czarodziejskim pałacu parweniusza, unosiły się wyziewy Mabille’u, tańczył modny kadryl rozszalały, cała epoka owa przechodziła tędy z swym śmiechem szalonym i bezmyślnym, swoim wieczystym głodem i pragnieniem. Był to dom podejrzany uciech świato-