Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie widziała, żeś ją wziął? — spytała Renata, chciwie przypatrując się klejnotowi.
— Nie zdaje mi się... Miała ją wczoraj, nie sądzę, żeby dziś ją wziąć chciała.
Młoda kobieta tymczasem podeszła do okna. Włożyła na rękę bransoletkę. Podniosła nieco w górę rękę, obracając ją zwolna i powtarzała z zachwytem:
— Och, śliczna, prześliczna!.. Tylko szmaragdy niebardzo mi się podobają.
W tej chwili wszedł Saccard a ponieważ rękę wciąż miała w górę wzniesioną w jasnem świetle okna:
— Patrzcie! — zawołał ździwiony — bransoletka Sylwii!
— Znasz ten klejnot? — zapytała, zaambarasowana więcej od niego, nie wiedząc, co począć z ręką.
Opamiętał się; pogroził palcem synowi, bąknąwszy:
— Ten łobuz zawsze musi mieć zakazane owoce po kieszeniach!... Jeszcze którego dnia przyniesie nam całe ramię tej damy razem z bransoletką.
— Ależ, to nie ja — odpowiedział Maksym, tchórząc podstępnie. — To Renata chciała ją obejrzeć.
— Ach! — rzekł tylko mąż.
I przypatrzył się z kolei klejnotowi, powtarzając, jak żona: