Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i okręcają po trawnikach dokoła wód jeziora, obrzeżone gałęziami z lanego żelaza, naśladującemi nieociosane drzewo, odcinały się jeszcze dziwaczniej w tej ostatniej dnia godzinie na delikatnym szmaragdzie wody i trawników.
Przywykła do wdzięku tych sztuką podniesionych krajobrazów, Renata, znużona, spuściła zupełnie powieki, wpatrując się tylko w cienkie swe palce, skręcające w tej chwili długie jedwabiste włosy niedźwiedziego futra. Nowa wszakże przerwa w regularnym pochodzie szeregu pojazdów zmusiła ją do podniesienia głowy. Skłoniła się dwu kobietom młodym, co rozparte wygodnie tuż obok siebie na poduszkach powozu, w jakiemś miłosnem obezwładnieniu, opuszczały brzegi jeziora boczną aleją. Pani margrabina d’Espanet, której mąż, podówczas adjutant cesarza, przyłączył się był właśnie z wielkim rozgłosem do skandalu starej arystokracyi dąsającej się, była jedną z najznakomitszych dam modnych drugiego cesarstwa; druga, pani Haffner poślubiła powszechnie znanego i głośnego przemysłowca z Kolmaru, którego fortunę obliczano na dwadzieścia milionów a którego cesarstwo wciągnęło w życie polityczne. Renata, która na pensyi już znała obie „nierozdzielne“, jak je mianowano ze złośliwym uśmieszkiem, nazywała je po imieniu Adeliną i Zuzanną. A kiedy po wymianie z niemi ukłonów zamierzała już napowrót wcisnąć się w kąt powozu, śmiech Maksyma zwrócił nagle jej uwagę.