Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czas do biura, siedział przy niej z nieokreślonym jakimś wyrazem twarzy w nią się wpatrując, kiedy spała, zarumieniona od gorączki, dysząca.
Pani Sydonia, mimo swych rozlicznych zajęć, znajdowała sobie zawsze jeszcze czas wieczorem i przychodziła gotować ziółka, o których utrzymywała, że są wszechmocne. Do wszystkich swych rzemiosł łączyła ona w sobie jeszcze uzdolnienie na dozorczynię chorych z powołania, lubując się w cierpieniach, lekarstwach, w rozmowach raniących serca, które się toczy z cicha u łoża konających. Potem, zdawało się, że serdeczną przejęła się sympatyą dla Anieli; kochała ona kobiety miłością, łasiła się do nich jak kotka, prawdopodobnie za rozkosze, któremi darzą mężczyzn; traktowała je z subtelnemi względami, jakie kupcowe okazują dla drogocennych przedmiotów swego magazynu, nazywała je: „Moja maleńka, moja prześliczna“ — gruchała, mówiąc do nich, miękła wobec nich jak zakochany wobec metresy. Jakkolwiek Aniela była z rodzaju tych, od których nie spodziewała się nic zyskać, pieściła ją jak inne, z zasady postępowania. Kiedy młoda kobieta rozchorowała się, wylewy uczuć pani Sydonii stały się hałaśliwe, napełniała cichy pokoik co wieczora swojem poświęceniem. Brat patrzał na kręcącą się z zaciśniętemi wargami, zda się, pogrążony w niemej boleści.
Choroba pogorszyła się. Pewnego wieczora, lekarz oznajmił im, że chora nie przeżyje nocy. Pani Sydonia przyszła wcześnie, wciąż zajęta doglą-