Strona:PL Zola - Nantas.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

honoru, nie przestając powtarzać, że byle człowiek był silnym, musi prędzej czy później odnieść upragnione zwycięztwo. Nagle rozśmiał się gorżko z swoich mrzonek... Możnaż się sprzedać w taki sposób?... Hultaje, czyhający na takie okazye, zdychają z głodu, nie doczekawszy się nabywcy. Lęk go zdjął przed tchórzostwem, przyszło mu na myśl, że wynajduje sobie pozory do odwlekania. Usiadł napowrót, przysięgając rzucić się z okna, skoro tylko noc zapadnie zupełna...
Tymczasem znużenie jego było tak wielkie, że usnął na krześle. Naraz przebudziły go głosy ludzkie: odźwierna wprowadziła do jego pokoju jakąś jejmość...
— Przepraszam pana... przyprowadzam tu — zaczęła, widząc jednak, że w pokoju nie ma nigdzie świecy, wróciła się, aby ją przynieść. Zachowanie jej wobec przyprowadzonej damy, nacechowane uprzejmą poufałością a zarazem respektem, świadczyło, że ją znała.
— Tak — odezwała się, odchodząc po raz wtóry zaraz po przyniesieniu światła; — teraz państwo mogą rozmawiać, nikt nie będzie przeszkadzał.
Nantas, oprzytomniawszy nieco po tak nagłem przebudzeniu, zerwał się na równe nogi i patrzył zdziwionym wzrokiem na przybyłą. Właśnie podniosła woalkę. Była to osoba czterdziestopięcioletnia, nizkiego wzrostu, mocno otyła, z lalkowato białą twarzą starej dewotki. Widział ją po raz pierwszy