Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przebaczenia, matka czuła to dobrze. Wówczas nareszcie dała się uprowadzić; padła na krzesło w jadalnym pokoju, z głuchą skargą powtarzając wciąż jedne wyrazy:
— Mój Boże.. mój Boże...
Wzruszenie wyczerpało siły pana Rambaud i pani Deberle. Kiedy po chwili Julja uchyliła drzwi pokoju, wszystko już było skończone. Załatwiono się bez najmniejszego hałasu, zaledwie mały szmer sprawiono przytem. Śruby, nasmarowano zawczasu, zamknęły wieko na zawsze. Pokój był pusty, na miejscu trumny leżało białe prześcieradło.
Zostawiono drzwi otwrate i dano swobodę Helenie. Wszedłszy do pokoju, nieszczęśliwa obłąkanym wzrokiem powiodła po ścianach i meblach. Ciało wyniesiono. Rozalia zasłała równo kołdrę, by zatrzeć ślad lekkiego ciężaru tej, której już nie było. Szalonym ruchem wyciągając przed siebie ramiona, Helena rzuciła się ku schodom. Chciała zejść. Pan Rambaud zatrzymywał ją, a pani Deberle tłumaczyła, że tak się nie robi. Ale ona obiecywała, że bedzie rozsądną i że nie pójdzie z pogrzebem. Chciała tylko widzieć i spokojnie zachowa się w pawilonie. Oboje płakali słuchając ją. Trzeba było ją ubrać. Julia zakryła jej suknię czarnym szalem, ale nie mogła znaleść kapelusza, nakoniec znalazła jakiś; włożyła go na jej głowę, oderwawszy od niego pęk czerwonej werbeny. Pan Rambaud, który miał prowadzić orszak, podał ramię Helenie. Kiedy się znaleźli w ogrodzie pani Deberle, ta szepnęła do niego:
— Nie opuszczaj jej. Ja mam masę zajęcia.
I umknęła. Helena szła z trudnością, wzrokiem szukając przed sobą. Wszedłszy do ogrodu, westchnęła. Mój Boże, co za piękny poranek! Ale oczy jej pobiegły natychmiast w stronę kraty; spostrzegła tam trumienkę. Pan Rambaud pozwolił jej zbliżyć się nie więcej jak o parę kroków.
— Bądź mężną — mówił, drżąc sam.