Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w kaftanie, a piękne swe włosy poprostu zwijała i przypinała. Twarz miała zaczerwienioną; zmęczone oczy zamykały się, a z ust słowa wychodziły ciężko, powoli. Kiedy Julia przychodziła, nie mogła zamknąć przed nią pokoju i musiała pozwolić jej usiąść na chwilę przy łóżku chorej.
— Moja droga — rzekła raz Julia przyjaźnie — nadto się poddajeś smutkowi. Trzeba mieć trochę odwagi.
I Helena musiała odpowiadać na to, kiedy pani Deberle chcąc ją rozerwać, mówiła o wypadkach, które zajmowały Paryż.
— Wiesz, że stanowczo będziemy mieli wojnę... Bardzo mi to przykro, mam dwóch kuzynów, co pójdą na wojnę.
I tak wracając ze swych wycieczek po Paryżu, ożywiona gadając, wnosiła do cichego pokoju chorej szelest długiej sukni i próżną paplaninę światowej kobiety; napróżno zniżała głos, przybierała litościwą minkę, przez to wszystko wrodzona jej obojętność przebijała; łatwo się było domyślić, że czuła się szczęśliwą i tryumfowała ze zdrowia swego. Helena podwójnie cierpiała przy niej, dręczona zazdrością!
— Pani — szepnęła jednego wieczora Joanna — czemu Lucyan nie przychodzi tu pobawić się?
Julia zażenowała się na chwilę i uśmiechnęła tylko.
— Czy i on także słaby? — ponownie spytała mała.
— Nie, kochaneczko, on nie chory... W szkole jest.
I potem, kiedy Helena przeprowadzała ją do przedpokoju, chciała wytłumaczyć jej swe kłamstwo.
— Oh! przyprowadzę go, wiem, że to nie jest zaraźliwe... Ale dzieci przestraszają się tak łatwo, a Lucyan taki głupi! Gotów byłby rozpłakać się, spojrzawszy na twega biednego anioła...
— Tak, tak, masz pani słuszność — przerwała Helena — a serce jej rozdzierało się, patrząc na tę kobietę tak wesołą, i która miała u siebie zdrowe dziecko.