Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Oczy ich szukały siebie wzajemnie i mocno utkwiły jedne w drugich. Potem w długiem, milczącem ściśnieniu ręki objęli siebie wzajemnie.
— Cóż tam jest w dzisiejszych dziennikach? — gorączkowo spytała Julia.
— W dziennikach, moja droga? — rzekł doktór; — ależ w nich nigdy nic niema.
Na chwilę zapomniano o kwestyi Wschodniej. Kilka razy wspomniano jakąś osobę, na którą oczekiwano, a która nie przybywała. Paulina zauważyła, że trzecia godzina nadchodzi. Oh! przyjdzie z pewnością, twierdziła pani Deberle zapewnił o tem bardzo uroczyście i nie wymieniała nikogo. Helena słuchała, nie słysząc. Nie zajmowało ją nic, co nie było Henrykiem. Nie przynosiła już z sobą roboty; siedziała po parę godzin, nie biorąc żadnego udziału w rozmowie, z myślą zajętą nieraz jakiemś dziecinnem marzeniem, wyobrażając sobie, że wszyscy znikali cudem, i ona pozostała sama z Henrykiem. Pomimo to jednak, odpowiadała rozpytującej ją Julii, podczas kiedy wzrok Henryka, wciąż w nią utkwiony, rozkosznie ją niepokoił.
— Dzwoni ktoś, to zapewne on — rzekła nagle Paulina.
Obie siostry przybrały minę obojętną. Był to Malignon bardzo starannie ubrany i troszkę poważny. Uścisnął ręce, które wyciągnęły się ku niemu; ale nie żartował jak zwykle; etykietalnie wracał do domu, gdzie nie bywał już od jakiegoś czasu. Podczas kiedy doktór i Paulina wymawiali mu, że go tak mało widzą, Julia pochyliła się do ucha Heleny, która pomimo swej niezmiernej obojętności na wszystko, miała teraz minę zadziwioną.
— A co? dziwisz się?... Mój Boże! nie mam do niego pretensyi. W gruncie, dobry to bardzo chłopiec, niepodobna gniewać się długo na niego... Wyobraź sobie, wyszukał męża dla Pauliny. To ślicznie, nieprawdaż?
— Zapewne — szepnęła Helena przez grzeczność.
— Tak, jeden z jego przyjaciół, bardzo bogaty, i który