Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ale nogi bardzo ją bolały. Machinalnie przeszła kuchnię, zbliżyła się do okna, gdzie stało trzecie krzesło, drewniane bardzo wysokie, które, gdy je przewrócono, służyło za stołek. Ale nie zaraz usiadła. Na rogu stoła postrzegła kupę rycin.
— Patrzcie! rzekła — biorąc je dla zrobienia przyjemności Zefirynowi.
Żołnierz zaśmiał się z cicha. Oczy mu błyszczały; kiwał głową, za każdym piękniejszym kawałkiem, który pani brała w ręce:
— To rzekł nagle — znalazłem na ulicy Temple... To, piękna kobieta! ma kwiaty w koszu swoim...
Helena usiadła. Przypatrywała się pięknej kobiecie, wymalowanej na złoconem i glansowanem pudełku od pastylek, które Zefiryn starannie był obtarł. Ścierka wisząca na poręczy krzesła, przeszkadzała jej oprzeć się. Odsunęła ją i znowu zajęła się rycinami Narzeczeni, widząc panię tak dobrą, ośmielili się zupełnie Zapomnieli wreszcie o niej nawet. Helena upuszczała jednę po drugej rycinę na kolana swoje i bezwiednie uśmiechając się, patrzała na nich i słuchała.
— No, cóż mój mały — szepnęła kucharka — nie bierzesz więcej baraniny?
On nie odpowiedział ani tak, ani nie, kołysał się tylko jak gdyby go łechtano, a kiedy ona kładła mu na talerz duży kawałek, rozpierał się wówczas z zadowolenia. Czerwone epolety podskakiwały, opasana żółtym kołnierzem, głowa okrągła, z odstającemi wielkiemi uszami, trzęsła się jak głowa Chińczyka z porcelany. Śmiał się, podrzucając ramionami i rozpierając surdut, którego przez szacunek dla pani nigdy nie rozpinał w kuchni.
— To lepsze jak rzepa ojca Rouvet‘a — przemówił nareszcie z pełną gębą.
Było to wspomnienie rodzinnych stron. Oboje parsknęli śmiechem; Rozalia chwyciła się za stół, by nie upaść. Jednego dnia, było to jeszcze przed pierwszą ich komunią.