Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wnuź Noemi nie posunęła dalej jeszcze realizmu swego? Tu zrobił ruch, który zgorszy! wszystkie panie. Fi! co za szkaradzieństwo! Ale kiedy pani Deberle wygłosiła swój frazes o ogromnem wrażeniu, jakie artystka zrobiła, a pani Levasseur opowiedziała o jednej damie, która zemdlała na galeri, zgodzono się wreszcie, że sztuka ogromnie się powiodła. Na tem słowie skończył się spór.
Młody człowiek, otoczony gronem pań, wygodnie wyciągnął się w fotelu. Zdawał się być na bardzo poufałej stopie w domu doktora. Mechanicznie wyjął ze skrzynki kwiatek i żuł go. Pani Deberle zapytała:
— Czytałeś pan romans?...
Nie dał jej dokończyć i odpowiedział tonem wyższości.
— Czytuję dwa romanse tylko na rok.
Co do wystawy sztuk, prawdziwie nie warto było trudzić się jej oglądaniem. Kiedy wszystkie przedmioty rozmowy zostały już wyczerpane powstał i zbliżył się do Julii; oparłszy się o małą kanapkę, na której siedziała, zamienił z nią słów kilka po cichu, podczas kiedy inne panie żywo rozmawiały między sobą.
— Patrzcie! Już go niema — zawołała pani Berthier, obracając się. — Przed godziną widziałam go u pani Robinot.
— Tak, bywa także u pani Lecomte — rzekła pani Deberle. — O, to człowiek najbardziej zajęty w całym Paryżu.
I zwracając się do Heleny, która przypatrywała się tej scenie — mówiła dalej:
— Jest to wielce wykształcony człowiek, którego bardzo lubimy... Ma zajęcie u ajenta bankowego. Zresztą bardzo jest bogaty i ze wszystkiem obeznany.
Damy zabierały się do wyjścia.
— Żegnam kochaną panią, liczę na panią we środę.
Będziesz pani na tym wieczorze? Bo to nigdy niewiadomo z kim się człowiek znajduje. Jeżeli pani będziesz to i ja także.