Strona:PL Zola - Kartka miłości.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zostawszy sama, brała piasek w rączki, bawiąc się przesypywanem go z jednej w drugą. Tymczasem Zefiryn gracował. Ujrzawszy panią i panienkę, pospieszył włożyć na siebie surdut, zawieszony na gałęzi, i przez szacunek zaprzestał roboty i stał na miejscu. Przez cały ciąg choroby Joanny przychodził jak zwykle co niedzielę; ale wsuwał się do kuchni tak ostrożnie, że Helena nigdyby się nie była domyśliła obecności jego, gdyby Rozalia za każdym razem nie pytała w jego imieniu o stan zdrowia chorej, dodając przytem, że i on dzieli smutek całego domu. Oh, nabierał on pięknych manier, jak powiadała; co się nazywa, okrzesał w Paryżu. To też teraz oparłszy się na grabiach, kiwał głową, z wyrazem sympatyi. patrząc na Joannę. Spostrzegłszy go. Joanna uśmiechnęła się.
— Bardzo byłam chora — rzekła.
— Wiem o tem panienko — rzekł, przykładając rękę do serca.
Potem chciał powiedzieć coś ładnego, jakiś żarcik, coby rozweselił ją — i dodał:
— Zdrowie panienki odpoczęło. Teraz dopiero będzie hałasować.
Joanna wzięła znowu garstkę żwiru. Wówczas, zadowolniony z siebie, śmiejąc się po cichu tak, że usta rozszerzały mu się od ucha do ucha, począł znowu z całych sił gracować. Grabie jego ostro i równo uderzały o żwir. Po kilku chwilach Rozalia, widząc, że mała, zajęta swą zabawą, spokojna jest i szczęśliwa oddalała się od niej powoluteńko, jak gdyby przyciągana skrzypieniem grabi. Zefiryn z drugiej strony trawnika znajdował się na samem słońcu.
— Pocisz się jak wół — szepnęła do niego. — Zdejmijże surdut. Panienka nie obrazi się.
Zdjął surdut i znowu zawiesił go na gałęzi jego spodnie czerwone, które rzemień przytrzymywał w pasie, podnosiły się bardzo wysoko, a koszula z szarego grubego płótna, spięta u szyi kołnierzem, tak była sztywna, że się