Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nym. Mimo to przecież, z pewnością nie odważyłby się wybrać w taką podróż, gdyby lekarze nie wysłali go do zdrojowisk w Saint-Gervais.
Ponieważ do Plassans stamtąd było zaledwie kilka mil w bok, przeto pewnego ranka Maksym pojawił się nagle, niespodziewanie u starej pani Rougon, odrazu z zamiarem nieprzepartym, że wyjedzie z powrotem koleją tego samego jeszcze wieczora, jak tylko zobaczy i pomówi z dzieckiem.
Około godziny drugiej, Pascal i Klotylda siedzieli sobie w pobliżu fontanny, pod jaworami, gdzie pili kawę, gdy przybyła Felicyta wraz z Maksymem.
— Moja droga, co za niespodzianka, przyprowadzam ci brata.
Młoda panienka, wstała, wielce zdziwiona przyglądając się temu przybyszowi, wychudłemu i żółtemu, w którym z trudnością zdołała rozpoznać brata. Od chwili ich rozstania się w 1854 r. widziała go zaledwie dwa razy, po raz pierwszy w Paryżu, po raz drugi w Plassans. W pamięci więc zachowała go jeszcze takim, jakim był dawniej, zdrowego, eleganckiego i tryskającego życiem. Tymczasem teraz policzki miał zapadłe, włosy osiwiałe i przerzedzone. Wreszcie atoli zdołała odnaleść w nim podobieństwo, w tej głowie ładnej i zgrabnie zakrojonej, w postaci, pełnej jakiegoś niepokojącego wdzięku dziewczęcego, przebijającego się jeszcze nawet teraz, mimo zgrzybiałość przedwczesną.
— Jak ty świetnie wyglądasz! — odezwał się Maksym poprostu, ściskając siostrę.