Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/555

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tu, samolubowi, temu bratu, który i trafem losu i z własnej woli przez życie całe pozostał dla niej obcym zupełnie.
Śmierć jego, przed dwoma zaszła właśnie miesiącami, nie wzruszyła jej nic a nic.
W dalszym ciągu odnalazła jakiś wiersz jeden, do połowy zamazany i ledwo czytelny, w którym widniało nazwisko jej ojca; wspomnienie o nim sprawiło Klotyldzie przykrość prawdziwą.
Dowiedziała się bowiem z pewnością wszelką, żadnej nie ulegającą wątpliwości, że ojciec zagarnął i majątek i pałac syna, dzięki jedynie wspólniczce swojej, Róży owej, tak słodkiej i niewinnej, siostrzenicy jego fryzyera, zapłaconej poprostu za to, by Maksyma narazić na pokusę, a w ten sposób wpędzić go szybko do grobu.
Wtem przesunęły jej się przed oczyma inne imiona: jej stryj Eugeniusz, dawny wicecesarz za Napoleona III, teraz także już leżący w grobie; potem jej kuzyn Sergiusz, proboszcz w Saint-Eutrope, o którym słyszała właśnie wczoraj, iż umiera na suchoty, strasznie wyniszczony i schorzały bez ratunku.
Każdy szczątek tedy ożywiał ją i nasuwał jej coraz to świeższe wspomnienia; cała rodzina, już wygasła niemal, a połączona węzłami ścisłemi, powstała niby żywa z owych popiołów czarnych, z owych szczątków zwęglonych, na których widniały czarne, pozostające bez żadnego związku litery.
Wówczas także zdjęła Klotyldę ciekawość rozwinięcia na stole i przyjrzenia się Drzewu Genealogicznemu.