Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/545

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nieskończony z powodu, że istniała, choć nie wiedziała, dlaczego istniała.
Po co się przychodzi na ziemię?
Co za znaczenie posiada ów byt marny, bez równości, bez sprawiedliwości, byt, wydający się jej poprostu zmorą, duszącą podczas nocy gorączkowej?
Ale teraz gorączka już zniknęła; Klotylda z odwagą i spokojem mogła myśleć o tych wszystkich rzeczach. Być może, iż owo dziecię, które miało być jej dalszym ciągiem, odpychało od niej wszelkie obawy przed śmiercią.
Lecz i ta myśl, że trzeba żyć dla samego wysiłku życia, dodawała jej niemało równowagi; do pierwszej zaś dołączała się i druga myśl, iż jedyny spokój możliwy na tym świecie zasadzał się właśnie na świadomości radosnej, że człowiek usiłuje żyć i owo usiłowanie spełnia.
I tutaj powtórzyła Klotylda jedną z uwag Pascala, którą wypowiadał zawsze, ilekroć razy widział chłopa, powracającego z pola z miną zadowoloną. „Oto człowiek, któremu zagadnienie o świecie pozagrobowym z pewnością nie spędzi snu z powiek.“
Doktór chciał przez to wyrazić się, że takie zagadnienie błąka się jedynie i torturuje wyłącznie mózgi zgorączkowane próżniaków. Gdyby wszyscy wypełniali swoje obowiązki, wszyscy spaliby spokojnie.
Klotylda sama na sobie odczuła istotnie potęgę, wszechpotęgę, pełną dobrodziejstwa, jaką wywarła praca na jej cierpienia, oraz jej żałobę.
Od chwili, gdy Pascal nauczył ją, by każdej godzinie dnia nadała jakieś odmienne przeznaczenie, ale