Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/511

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Służąca, którą już za dnia dziwiły pewne zdania, zasłyszane przypadkiem, nagle zrozumiała wszystko, choć więc miała wyjść z pokoju, teraz zatrzymała się i słuchała dalej.
Ramond głosem stłumionym ciągnął dalej:
— Klucz od szafy jest pod poduszką i kilka razy mi polecał, bym panią o tem uprzedził... Czy pani wie, co robić?..
Klotylda usiłowała sobie przypomnieć.
— Co mam robić? Z papierami, nieprawdaż... Tak, tak, przypominam sobie. Mam zachować dokumenty, a panu oddać inne rękopisy... Niech pan będzie spokojny, zapanuję nad sobą, będę rozsądną. Ale nie opuszczę go, całą noc przy nim przepędzę, lecz spokojnie, och! przyrzekam panu.
Była tak zbolała, objawiała jednak taką chęć czuwania i zostania przy zwłokach, iż młody lekarz poznał, że nic a nic nie zdoła tutaj przeciwdziałać.
— A więc dobrze! odchodzę, zapewne bowiem oczekują na mnie w domu. Wszystkie formalności, deklaracye, pogrzeb już ja biorę na siebie, niech pani się o nic nie troszczy. Jutro, jak to załatwię przyjdę tutaj.
Uściskał ją i wyszedł. A wówczas odeszła za nim z kolei i Martyna, zamykając za nim na dole drzwi na klucz i biegnąc w noc ciemną.
Teraz w pokoju Klotylda została sama i czuła, że naokoło niej, pod nią dom wśród ciszy wielkiej jest zupełnie pusty. Klotylda pozostała sama z zwłokami Pascala. Przysunęła krzesło do łóżka przy wezgłowiu i siadła tam nieruchoma, sama. Gdy wchodziła do pokoju,