Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/465

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stanąwszy przed meblami, łkał gorąco, całował łóżko, miejsce, wyciśnięte w pościeli ciężarem jej boskiego ciała. A radość, iż się znajduje tutaj, smutek, iż nie może już oglądać Klotyldy, to całe wzruszenie gwałtowne wyczerpywało go stale do tego stopnia, że nie codziennie odważał się odwiedzać owo miejsce urocze i niebezpieczne zarazem, przekładając sypianie w swoim własnym, zimnym pokoju, gdzie mimo bezsenności Klotylda nie ukazywała mu się tak wyraźnie, dotykalnie i żyjąco.
Podczas swej pracy uporczywej Pascal doznawał jeszcze innej radości bolesnej; sprawiały mu ją listy Klotyldy. Pisywała ona do niego dwa razy tygodniowo, i to listy długie, składające się z ośmiu do dziesięciu stronnic, w których opowiadała mistrzowi o swem życiu codziennem.
Zdawało się, że nie czuje się szczęśliwą w owym Paryżu.
Maksym, który już nie mógł opuszczać fotelu, gdzie przykuwała go choroba, musiał ją męczyć swemi kaprysami dziecka rozpieszczonego i schorowanego, ponieważ pisała tak, jak gdyby nigdzie nie wychodziła, zmuszona ustawicznie go pielęgnować i nie mogąc nawet zbliżyć się do okna, by rzucić okiem na bulwar, gdzie ustawicznie płynął potok światowców, oraz spacerowiczów, przechadzających się po lasku; a nawet na podstawie kilku zdań można było odgadnąć, iż brat jej, choć się jej tak gwałtownie domagał, już zaczynał ją podejrzywać, już jej nie dowierzał, a zarazem nienawidził, jak zresztą wszystkie osoby, przebywające w jego otoczeniu, ponie-