Strona:PL Zola - Doktór Pascal.djvu/379

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Plassans było całe wzburzone; głośno utrzymywano, że żona potakuje rozwiązłości męża do tego stopnia, iż pozwoliła mu zabrać ze sobą aż dwie kochanki i hulać wraz z niemi wesoło nad brzegami wielkich jezior.
Pascal zaś, niezabiegliwy i obojętny, jak zawsze, nie raczył nawet pójść do prokuratora Rzeczypospolitej, by zawiadomić go także i o swojej sprawie. Jego zdaniem, gdy już dokładnie dowiedział się o tem, co opowiadano, nie warto było jeszcze raz rozgrzebywać owej szpetnej historyi, skoro już stało się niepodobieństwem wyciągnąć z tego wszystkiego żadnego pożytku i żadnego, choć częściowego odszkodowania.
Wtedy jednak przyszłość zaczęła się mieszkańcom Soulejady przedstawiać w barwach ponurych.
Niebawem miała do nich zawitać czarna nędza.
Klotylda, bardzo rozsądna w głębi ducha, pierwsza ugięła się pod brzemieniem trwogi. Wprawdzie w obecności Pascala zachowywała stale dawną wesołość; ale będąc bardziej, niż on, przewidującą, czułą zresztą i tkliwą, jak każda kobieta, drżała stale i zawsze pod wpływem strasznej obawy, ilekroć razy opuszczał ją on choć na chwilę, gdyż pytała się zawsze siebie samej, co się też z nim stanie, w jego latach już podeszłych, z ciężarem nadto tak wielkim, jakim jest ona i dom cały.
To też w tajemnicy przez kilkanaście dni z rzędu osnuwała plan wielce ważny, plan pracowania, plan zarabiania pieniędzy, dużo pieniędzy z pomocą malowania pasteli.
Tyle przecież razy obsypywano głośnemi okrzykami podziwu jej talent, tak niezwyczajny i tak pełny siły